poniedziałek, 1 lipca 2019

Yarn bombing na ławce. W Warszawie, na Pradze

Najpierw wyznanie - większość mojego życia mieszkam na warszawskiej Pradze. Pragę uwielbiam i mimo krótkich epizodów w innych dzielnicach, w zasadzie nie wyobrażam sobie, żeby zmienić małą ojczyznę. Tu czuję się najlepiej, najbardziej autentycznie, u siebie.

Dlatego też postanowiłam podarować Pradze drobiazg od siebie - ubrać jedną z ławek we włóczkowe, kolorowe wdzianko.

To ja na ławce, po 3 tygodniach odziania jej włóczką



Dlaczego?
Przede wszystkim chciałam w pozytywny sposób zaznaczyć swoją obecność na Pradze. Uśmiechnąć się do sąsiadów i mam nadzieję, wywołać ich uśmiech. Zaskoczyć przechodniów nieoczywistym obiektem w przestrzeni publicznej. Wreszcie - skłonić do zwracania uwagi na nasz wspólny teren i zaszczepić nieśmiałą myśl, że o dobro wspólne warto dbać.

Urban art zawsze mnie intrygował. Bez szydełkowania nie wyobrażam sobie życia. Połączenie wydawało się więc oczywiste. Przygotowanie wdzianka zapewniło mi kilkanaście (dziesiąt?) przyjemnych wieczorów z włóczką.

Wykonanie tej pracy wymagało też ode mnie odwagi - wyjścia na ulicę i przygotowania instalacji. Czytania komentarzy w Internecie. Cieszę się, że się zdecydowałam, a głosik o niepotrzebnym rzucaniu się w oczy stłumiony.





Jak to powstało?
Ponieważ to moja pierwsza ławka, postanowiłam zacząć od totalnej szydełkowej klasyki - kwadratu babuni (granny square) w kilku wariacjach. Każdy kolor ma przypisany swój wzór, ale zdarzały mi się odstępstwa. I tak w marcu, kiedy mój mąż szalał na wodnych nartach (miały być śnieżne, ale w tym roku na naszym narciarskim weekendzie spadło więcej deszczu niż śniegu), ja przy dźwiękach musicalu Chicago rozpoczęłam produkcję kwadracików.

Aby pozyskać potrzebne włóczki, przejrzałam wszystkie moje schowki i zakamarki. Sama się nie spodziewałam, że uda mi się tyle uzbierać. Sprułam kilka rozpoczętych, a nie rokujących robótek. Kiedy już wykorzystałam - wydawałoby się - ostatni motek, przypominało mi się, że być może w jeszcze jednym miejscu utknęłam kiedyś kawałek włóczki. Zwykle okazywało się, że owszem tak jest. Podejrzewam, że jest to proceder znany wszystkim rękodzielnikom i ich domownikom ;)
A kiedy wyczerpałam już wszystkie domowe zapasy, udałam się na spacer po second handach (warszawiacy wiedzą, że Praga z nich słynie) oraz do sklepu charytatywnego Kopalnia. Moja ławeczka ma więc także aspekt upcyclingowy oraz charytatywny. Jestem z tego dumna!

Szydełkowanie jest elementem mojej codzienności. Tworzyłam więc kwadraty na kanapie przy filmie i serialu (ostatni sezon "Gry o tron" uważam za rozczarowujący, a bitwa o Winterfell była tak ciemna, że nie mogłam przy niej dziergać!), w podróży, w trakcie luźnych pogaduszek.

Maj był wyjątkowo deszczowy, ulewa złapała nas także w drodze

I oczywiście wnikliwa kontrola kota Iwana!
W pierwszy weekend czerwca miałam już zszyte dwie płachty, łącznie 116 kwadratów plus obramowanie. W niedzielny, wydawało mi się, że dość późny wieczór, wybrałam się zainstalować wdzianko. Okazało się, że Praga jeszcze nie śpi i nawiązałam kilka miłych znajomości. Wróciłam w poniedziałkowe przedpołudnie, aby poprawić mocowania materiału. Okazało się, że górną część ktoś próbował w nocy zdjąć, ale zrezygnował dość szybko. Lubię myśleć, że moja praca spodobała mu się na tyle, że postanowił ją przygarnąć.

Tak wyglądała ławka przed przyodzianiem jej we włóczkę

A tak następnego dnia.





Nie liczyłam, że ławka przetrwa długo. Ba, zostawiłam ją na 3 tygodnie samej sobie i nie sądziłam, że jeszcze się spotkamy w takiej formie. Ale stało się inaczej. Ławka wciąż jest przyozdobiona, tylko trochę wypłowiała. W ogóle mnie to nie dziwi, biorąc pod uwagę czerwcową pogodę.

Po 3 tygodniach. Niestety, nie tylko ławka wyblakła - trawa za nią w zasadzie przestała istnieć...


A ja się cieszę na jej widok, ile razy przechodzę obok.


2 komentarze:

  1. Szalona Kobieta ;o)
    Kawał dobrej roboty :o)
    Dwa razy dziennie mijam "odzianą ławeczkę" i bardzo mnie cieszy jej widok :o) a gdy widzę ludzi na niej siedzących, rozpiera mnie duma... jakbym sama ją "odziała" ;o)
    Cudna rzecz Paulinko :o)
    Pozdrawiam serdecznie :oD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Mnie też bardzo cieszy, kiedy ktoś na niej siedzi. I że mimo przestróg nadal jest na swoim miejscu. I że znajduję jej zdjęcia w Internecie ;)

      Usuń

Yarnbombing na słupkach. W Warszawie, na Pradze

 Za każdym projektem stoi tyle wątków i opowieści, że nie wiem, od czego zacząć... To może od niezaprzeczalnego - udało nam się zaaranżować ...