Dlatego też postanowiłam podarować Pradze drobiazg od siebie - ubrać jedną z ławek we włóczkowe, kolorowe wdzianko.
To ja na ławce, po 3 tygodniach odziania jej włóczką |
Dlaczego?
Przede wszystkim chciałam w pozytywny sposób zaznaczyć swoją obecność na Pradze. Uśmiechnąć się do sąsiadów i mam nadzieję, wywołać ich uśmiech. Zaskoczyć przechodniów nieoczywistym obiektem w przestrzeni publicznej. Wreszcie - skłonić do zwracania uwagi na nasz wspólny teren i zaszczepić nieśmiałą myśl, że o dobro wspólne warto dbać.
Urban art zawsze mnie intrygował. Bez szydełkowania nie wyobrażam sobie życia. Połączenie wydawało się więc oczywiste. Przygotowanie wdzianka zapewniło mi kilkanaście (dziesiąt?) przyjemnych wieczorów z włóczką.
Wykonanie tej pracy wymagało też ode mnie odwagi - wyjścia na ulicę i przygotowania instalacji. Czytania komentarzy w Internecie. Cieszę się, że się zdecydowałam, a głosik o niepotrzebnym rzucaniu się w oczy stłumiony.
Jak to powstało?
Ponieważ to moja pierwsza ławka, postanowiłam zacząć od totalnej szydełkowej klasyki - kwadratu babuni (granny square) w kilku wariacjach. Każdy kolor ma przypisany swój wzór, ale zdarzały mi się odstępstwa. I tak w marcu, kiedy mój mąż szalał na wodnych nartach (miały być śnieżne, ale w tym roku na naszym narciarskim weekendzie spadło więcej deszczu niż śniegu), ja przy dźwiękach musicalu Chicago rozpoczęłam produkcję kwadracików.
Aby pozyskać potrzebne włóczki, przejrzałam wszystkie moje schowki i zakamarki. Sama się nie spodziewałam, że uda mi się tyle uzbierać. Sprułam kilka rozpoczętych, a nie rokujących robótek. Kiedy już wykorzystałam - wydawałoby się - ostatni motek, przypominało mi się, że być może w jeszcze jednym miejscu utknęłam kiedyś kawałek włóczki. Zwykle okazywało się, że owszem tak jest. Podejrzewam, że jest to proceder znany wszystkim rękodzielnikom i ich domownikom ;)
A kiedy wyczerpałam już wszystkie domowe zapasy, udałam się na spacer po second handach (warszawiacy wiedzą, że Praga z nich słynie) oraz do sklepu charytatywnego Kopalnia. Moja ławeczka ma więc także aspekt upcyclingowy oraz charytatywny. Jestem z tego dumna!
Szydełkowanie jest elementem mojej codzienności. Tworzyłam więc kwadraty na kanapie przy filmie i serialu (ostatni sezon "Gry o tron" uważam za rozczarowujący, a bitwa o Winterfell była tak ciemna, że nie mogłam przy niej dziergać!), w podróży, w trakcie luźnych pogaduszek.
Maj był wyjątkowo deszczowy, ulewa złapała nas także w drodze |
I oczywiście wnikliwa kontrola kota Iwana! |
Tak wyglądała ławka przed przyodzianiem jej we włóczkę |
A tak następnego dnia. |
Po 3 tygodniach. Niestety, nie tylko ławka wyblakła - trawa za nią w zasadzie przestała istnieć... |
A ja się cieszę na jej widok, ile razy przechodzę obok.
Szalona Kobieta ;o)
OdpowiedzUsuńKawał dobrej roboty :o)
Dwa razy dziennie mijam "odzianą ławeczkę" i bardzo mnie cieszy jej widok :o) a gdy widzę ludzi na niej siedzących, rozpiera mnie duma... jakbym sama ją "odziała" ;o)
Cudna rzecz Paulinko :o)
Pozdrawiam serdecznie :oD
Dziękuję! Mnie też bardzo cieszy, kiedy ktoś na niej siedzi. I że mimo przestróg nadal jest na swoim miejscu. I że znajduję jej zdjęcia w Internecie ;)
Usuń